poniedziałek, 25 czerwca 2012

Bernard Cornwell "Excalibur" ("Excalibur: A Novel of Arthur")


Tłumaczenie: Paweł Korombel
Data wydania: 23 lutego 2011r.
Ilość stron: 580
Tom w serii: 3 (ostatni)

Elementy fantastyczne: tak

Pierwsza część tej trylogii nie za bardzo przypadła mi do gustu, dlatego byłam mile zaskoczona kiedy druga okazała się naprawdę dobra. Na szczęście i zwieńczeniu tej serii niczego nie brakuje. Podtrzymuje poziom "Nieprzyjaciela Boga", nawet dostarczając nam więcej akcji. "Excalibur" różni się jednak odrobinę od swoich poprzedników, autor do książki wprowadził nowe elementy oraz zwiększył tempo wydarzeń, które na dodatek znacznie urozmaicił. Dzięki czemu mogę powiedzieć, że jest to najlepsza część trylogii.

W Brytanii nadal źle się dzieje.Kraj nadal jest narażony na najazd wroga jak i wewnętrzną nieuchronną "zarazę" - chrześcijaństwo. Upadające małżeństwo z Ginewrą sprawia, że Artur zmienia się, traci wewnętrzny spokój i ukrywa wewnętrzną dobroć, przykrywając ją maską stanowczości. Wielki druid Merlin, ratunek dla Brytanii widzi jedynie w wezwaniu bogów, nie jest to jednak ceremonia łatwa i skazana na sukces.
Tymczasem Derfel razem z Ceinwyn cieszą się ze wspólnie spędzanego czasu, napawają się sielankowym życiem póki mogą, bo pod granice Brytanii nieuchronnie zbliża się wróg, a niezjednoczone krainy mają ograniczone szanse na zwycięstwo.

W książce tej najbardziej spodobała mi się ciekawa akcja. Często zaskakujące wydarzenia, porywające losy bohaterów jak i rzadkie oraz odpowiedniej długości opisy, tworzą obraz naprawdę przyjemnej pozycji. Przy okazji mamy szansę zapoznać się z ciekawą interpretacją, wszystkim znanej, legendy o królu Arturze.     I to jest najważniejsze - wizja Bernarda Cornwella, który posiłkując się źródłami historycznymi, tworzy opowieść niezmiernie interesującą z legendą jak i faktami w tle.

Wspomniałam również o nowych elementach. Tym, który rzuca się w oczy najbardziej jest zwiększona ilość elementów fantastycznych w postaci wszechobecnej magii. Dzięki czemu sama powieść nabiera bardziej oryginalnej formy - legendy. Bernard Cornwell, po dość "normalnej" drugiej części trylogii, przygotował dla nas coś bardziej wymyślnego. Wprowadzone elementy magii, mają mniej lub bardziej pośredni wpływ na samą akcję książki jak i częściowo na późniejszą historię. Uważam, że jest to bardzo ciekawe posunięcie ze strony autora.

Sama forma książki pozostaje jednak taka sama - wspomnienia Derfla, który jako duchowny w klasztorze dzieli się nimi ze swoją protektorką - królową Igraine, chcącą poznać losy, nie tak dla niej dawnej, Brytanii. Dzięki czemu mamy również drobną zapowiedź samych wydarzeń w powieści, które podsycają nasze oczekiwania.

Ciekawe zakończenie bardzo dobrze wieńczy całą trylogię. Polecam tę serię fanom legend, historii oraz ciekawych powieści z elementami magicznymi. Jednak ostrzegam, że pierwsza część nie jest zbyt porywająca ;-).

Moja ocena: 7,5/10

Buziaki, Patsy!

niedziela, 17 czerwca 2012

Dan Wells "Nie jestem Seryjnym Mordercą" ("I Am Not a Serial Killer")


Wydawnictwo: Znak Emotikon
Tłumaczenie: Maria Makuch
Data wydania: 11 stycznia 2011r.
Ilość stron: 284
Tom w serii: 1

Elementy fantastyczne: tak.

Książka ta była dla mnie ciekawostką. Jak dotąd nie spotkałam się ze stricte psychologiczną książką - analizą umysłu bohatera dokonaną przez niego samego. Dodatkowym aspektem jest tło - obiecane podobieństwo, nawiązanie do, prawie wszystkim nam znanego, serialu o Dexterze, w którym to niepozorny mężczyzna  na własną rękę wymierza sprawiedliwość. Na szczęście nie jest to obietnica bez pokrycia, gdyż bardzo łatwo doszukać się między tymi produkcjami związku. Jednak nadal książka ta jest zupełnie inna, bardzo oryginalna.

W niewielkim miasteczku Clayton dochodzi do serii brutalnych morderstw. Policja bezowocnie poszukuje ich sprawcy. Swoje prywatne śledztwo toczy jednak, zafascynowany ideą seryjnych morderstw, nastolatek John Cleaver. Dzięki swojej obsesji, a także szczęściu i wiedzy, dochodzi on do sukcesywnego rozwiązywania zagadki. Jednak to czego jest świadkiem jest po prostu niemożliwe.
John nie potrafi przystosować się do społeczeństwa, cierpi na antyspołeczne zaburzenia osobowości, przez co jest uznany za szkolnego dziwaka i odludka. Chłopak doskonale zdaje sobie z tego sprawę i usiłuje zrobić wszystko, aby zapanować nad swoją dziwną i niebezpieczną naturą. Ciągłe jej pobudzanie, przez  działania mordercy z Clayton na pewno w tym nie pomagają.

Zazwyczaj unikam książek strasznych,a  zwłaszcza w swej straszności obrzydliwych. Myślę, że mogłabym zaliczyć tę pozycję do wyżej wymienionego grona, jednak nie mam takiego zamiaru. Jest to po prosty lektura, o dziwo, bardzo przyjemna! Ciekawa, fascynująca, pełna akcji oraz zagadek. Są w niej oczywiście elementy grozy, które doprowadzały do szybszego bicia mojego serca, aczkolwiek wszystko to jest zasługą zdolności pisarskich autora (i dobrego tłumaczenia). Dan Wells całą historię przedstawił również w bardzo dobry, prosty sposób, a pierwszoosobowa ciekawa narracja daje nam możliwość perfekcyjnego wczucia się w akcję.

Najbardziej spodobał mi się główny bohater - John. Roztacza on przed nami profil osoby z zaburzeniami osobowości, a jednocześnie całkowicie trzeźwej umysłowo. Jego wiedza jak i fascynacja na temat seryjnych morderców wynika z jego "choroby", ale przy tym jest jednocześnie całkowicie zrozumiała, bo znamy dokładny jej przebieg jak i etapy jej rozwoju. Bohater jest dla nas również swoistą zagadką ludzkiego umysły, gdyż mimo iż daje się nam dobrze poznać, nie wiemy tak naprawdę jak zrodziła się jego dziwna fascynacja i jak wpływa ona na dysfunkcję społeczną, która Johnowi nie przeszkadza.

Czymś co nie spodobało mi się w tej pozycji były elementy fantastyczne, które oczywiście dla wytłumaczenia akcji były niezbędne, urozmaicające akcję, jednak jak dla mnie z lekka przesadzone.

Książka "Nie jestem seryjnym mordercą" mimo lekkiego "strachu" bardzo mi się spodobało. Jest to na pewno coś nowego, interesującego. Myślę, że na pewno spodoba się szerokiemu gronu czytelniczemu. Po przeczytaniu tej pozycji zaczęłam się również zastanawiać nad psychiką autora... ;)

Moja ocena: 8/10

Pozdrawiam, Patsy!

piątek, 8 czerwca 2012

Alison Croggon "Dar: Księga Pierwsza Pellinoru" ("The Gift: The First Book of Pellinor")


Wydawnictwo: Galeria Książki
Tłumaczenie: Paulina Braiter
Data wydania: 5 października 2011r.
Ilość stron: 448

Elementy fantastyczne: tak.

Książka ta bardzo mnie zaintrygowała. Z opisu jak i ciekawego wstępu mogłam już zacząć kreślić w głowie ogólną wizję tej pozycji. Z tego co zrozumiałam, historia ta jest zaczerpnięta z legend i opowieści o dawnym świecie Edil-Amarandh, co już wystarczyło mi, aby zacząć zacierać łapki. Jednak jak to bywa kiedy się na coś człowiek nastawia, może się czasem rozczarować.

Maerad wiedzie służalcze życie w Gilmanowym Siole, nieświadoma swojego dziedzictwa. Kiedy więc spotyka tajemniczego Cadvana, który obiecuje jej pomoc w ucieczce z okrutnego świata, w którym dotąd mieszkała, dziewczyna decyduje się na to niemal natychmiast. 
Wielki bard Lirigonu spostrzega wyjątkowość Maerad i postanawia zaopiekować się nią do czasu rozwiązania jej sekretu, który spowodował odcięcia od magii bardostwa. Okazuje się jednak, że jest to wyjątkowo trudne, gdyż dziewczyna posiada niespotykany Dar, którego korzenie sięgają zniszczonej szkoły Pellinoru. Na dodatek na karku barda czyha cała wataha mrocznych sił, które powoli znów zaczynają opanowywać Annar, a ważność Maerad w tym nie pomaga.

To co spodobało mi się w książce najbardziej to śliczna oprawa jak i język. Pozycja, naprawdę przypomina wyglądem księgę ( taka sama budowa jak lektura pt. "Król Demon") przez co wprowadza nas to  w specyficzny nastrój. W zrozumieniu akcji pomaga również pomocnicza mapka jak i słowa od autorki w ciekawym dodatku, który przybliża nam samą bazową legendę. 
Język książki również przypadł mi do gustu, jest on z lekka stylizowany na czasy, które kojarzą mi się z przedstawianą treścią - świetnie się ze sobą komponują! Myślę również, że jest to zasługa tłumacza :)!

Sam pomysł czerpania z tajemniczych i nieznanych legend wyjątkowo mi się spodobał. Uważam, że są one prawdziwą kopalnią inspiracji pisarskich, a jednocześnie bardzo dobrze potrafią urozmaicić samą opowieść dodając do niej odrobinę ciekawostek.

Sama jednak historia przedstawiona w książce nie przypadła mi do gustu. Wydała mi się ona mało oryginalna i monotonna - biedna, skromna dziewczynka okazuje się wybawczynią świata, jednak w to nie wierzy, gdyż jest właśnie taka skromniutka i biedna... Ehhh... już za dużo razy spotykałam się z tym motywem. Również przez ta schematyczność, łatwo możemy przewidywać większość akcji, tracą przy tym zabawę.

"Dar" zapowiadał się książką ciekawą, ale przede wszystkim oryginalną, na tym polu jedynie bardowie byli czymś nowym. Pozycję tę czyta się przyjemnie, jednak dla szukających czegoś naprawdę zaskakującego nie polecałabym jej. Myślę jednak, że spodobałaby się osobom lubiącym lektury cieszące oko oraz nieznane legendy w autorskiej interpretacji.

Moja ocena: 7/10

Buziaki, Patsy!

*******
Dla zainteresowanych 27 czerwca ukaże się "Zagadka. Księga druga Pellinoru".


środa, 6 czerwca 2012

Virginia C. Andrews "Kwiaty na poddaszu" ("Flowers in the Attic")


Wydawnictwo: Świat Książki
Tłumaczenie: Bożena Wiercińska
Data wydania: 15 lutego 2012r.
Ilość stron: 384
Tom w serii: 1

Elementy fantastyczne: nie.

Są książki miłe i przyjemne, trudne i pouczające, tkliwe i romantyczne oraz wiele, wiele innych. "Kwiaty na poddaszu" są jednak wyjątkowe - dogłębnie poruszające, przejmujące, ciekawe... Muszę przyznać, że nieczęsto spotykam się z trudnymi pozycjami. Lektura ta jest przepełniona bólem fizycznym, i co gorsza również psychicznym. Dawno także nie czytałam książki, która wzbudzałaby we mnie takie mocne uczucia, niektóre strony noszą nawet ich ślady.

Cathy wraz z trójką rodzeństwa tracą w wypadku samochodowym ojca. Ich matka postanawia, że porzucą nocą dom, przyjaciół, dawne życie i udadzą się do posiadłości jej rodziców, którzy kilkanaście lat temu wydziedziczyli ją z powodu grzechu wyjścia za mąż za krewnego. Corrine obiecuje dzieciom, że będę miały wszystko czego zapragną, jedynie muszą schować się na kilka dni przed srogim dziadkiem, którego łaski chce odzyskać jego grzeszna córka, a który wraz z żoną jest obłudnie wierzący, również w grzeszność jakichkolwiek owoców dawnego małżeństwa. Pobyt na poddaszu przeciąga się jednak w miesiąc, rok... Lata mijają, a Cathy, Chris, Carrie i Corie zamknięci na klucz tracą nadzieje, upadają na zdrowiu i co gorsza psychice, zatracając prawidłową kolej egzystencji i na zawsze tracąc dzieciństwo.

"Kwiaty na poddaszu" zostały napisane w 1979r. i od razu podbiły szczyty list najpopularniejszych książek. Szczerze nie dziwię się temu sukcesowi, gdyż pozycja ta ma sobą dużo do zaoferowania.
Bardzo spodobał mi się język książki - ciekawy, łatwy w odbiorze i jednocześnie plastyczny (zapewne również zasługa tłumacza), dzięki czemu możemy bezpośrednio odbierać akcję i puszczać wodze emocjom, które są wielce rozbujane przez działania autorki. V. C. Andrews świetnie również wyważyła przekazywane nam treści: przemyślenia w stosunku do działań.

Najważniejsze, czyli sama opowieść. Jest ona po prostu niesamowita! Jednocześnie prawdziwa i niemieszcząca się w ludzkim pojmowaniu. Okrutność w odbiorze, jest jeszcze bardziej zhiperbolizowana przez pierwszonarracyjną relację Cathy. Losy jakie przeżyła, ukazują w jaki sposób przebyte dzieciństwo rzutuje na dalsze życie. Bo cóż to kilka lat spędzonych w szczęśliwej rodzinie to trzech lat tortur, terroru i wiecznego strachu? Są one po prostu utraconym i wyśnionym marzeniem.

Książka Virginii C. Adrews jest z pewnością warta poznania. Nie jest to jednak pozycja lekka, aby dobrze ją "przeżyć" należy poświęcić jej trochę więcej uwagi :). Jest to, jak na razie, jedna z najlepszych książek jakie czytałam w tym roku.

Moja ocena: 9.5/10

Buziaki, Patsy!

piątek, 1 czerwca 2012

Anna Onichimowska "Koniec Gry"


Wydawnictwo: Znak Emotikon
Data wydania: 11 stycznia 2012r.
Ilość stron: 208

Elementy fantastyczne: nie.

Nie wiem dlaczego, ale kiedy pierwszy raz spotkałam się z tą książką, myślałam że jest o piłce nożnej, następnie kiedy już po nią sięgnęłam, stwierdziłam że jest o wojnie (staram się nieuważnie lub tylko ogólnikowo zaznajamiać z tytułowym opisem - lubię niespodzianki)... Jakież więc było moje zdziwienie kiedy w końcu wpadłam na to, że jest ona pozycją o temacie (niestety dla wielu nadal) tabu, jakim jest homoseksualizm. Na dodatek jeszcze jest on pokazany w początkowej fazie "ewolucji", czyli w wieku młodzieńczym. Książka, która jest lekka w odbiorze jak bardzo "ciężkostrawna", gdyż uświadamia nam ciągłe zacofanie Polski (nie tylko, oczywiście) na obszarze tolerancji seksualnej.

Alek - główny bohater, powoli zaczyna sobie zdawać sprawę, że jest gejem. Nastolatek z początku ukrywa to nawet przed samym sobą, próbuje związku z dziewczyną, zastanawia się, eksperymentuje... W sytuacji chłopaka przyznanie się do swojej orientacji jest nawet jeszcze trudniejsze niż zwykle - jego rodzina - zwłaszcza ojciec i brat bliźniak, wyznający "tradycyjne" poglądy, są zdeklarowanymi homofobami, a każdy, nawet najmniejszy przejaw gejostwa jest krytykowany i zduszany w zarodku, często nawet siłą. Dlatego Alek podejmuje bardzo ciężką drogę, jaką jest odnalezienie własnej tożsamości, nie tylko seksualnej, wśród narzuconego kanonu, zaakceptowanie i w końcu ujawnienie jej światu.

Jestem uprzedzona do polskich pozycji. Wiem to i, mimo iż jedną z moich ulubionych pisarek jest nota bene poznanianka to i tak z lekko negatywnym nastawieniem sięgam po książki naszych rodaków. Śmiało mogę jednak do wspomnianej wyżej bardzo skromnej "listy"dodać Annę Onichimowską. Bardzo spodobał mi się jej prosty i zrozumiały styl, powierzchowna lekkość, która porusza bardzo ważny temat oraz sama kreacja bohaterów i ciekawa akcja. Myślę, że z chęcią jeszcze raz wezmę jedną z jej książkę w moje czytelnicze łapki.

To za co na pewno muszę pochwalić tę książkę jest temat. W dzisiejszych czasach temat homoseksualizmu nie jest już nikomu obcy, jednak nadal istnieją przypadki radykalnego wyrażanie swojej skrajnie negatywnej opinii. Można zauważyć, że znacznie zwiększyła się tolerancja (wolę nie mówić tu nawet o akceptacji) w zakresie orientacji, jednak nie jest ona, według mnie, wystarczająca. Rozumiem, że można nie pochwalać homoseksualizmu (np. ze względu na wyznawaną wiarę, poglądy itd.), jednak uważam że pogodzenie się z jego występowaniem jest niezbędne do normalnej ludzkiej koegzystencji. Anna Onichimowska, przedstawiając właśnie trudną podróż Alka, pokazuje nam jak nadal trudno jest być w dzisiejszych czasach odmiennej orientacji seksualnej i na co można się przez nią narazić. Na dodatek książka ta kierowana jest do młodzieży, zatem naukę tolerancji można już zacząć, załóżmy jeszcze, od mojego pokolenia.

Pokuszę się również o zinterpretowanie tytułu, które może nie być oczywiście zaskakujące. "Koniec gry" rozumiem jako zaprzestanie odgrywania czyjejś roli. Koniec z udawaniem kogoś kim się nie jest, ze zgrywaniem się, okłamywaniem - grę już skończono, wchodzę do prawdziwego życia, jako nowy wyzwolony z obłudy, zaakceptowany przez siebie samego, człowiek.

Książka "Koniec Gry" jest bardzo dobrą pozycją. Czyta się ją z łatwością, która jednak z czasem zaczyna pokrywać się z, niekiedy ciężkimi, refleksjami. Myślę, że na pewno warto po nią sięgnąć, gdyż zrozumienie jest najważniejszym krokiem do akceptacji.

Moja ocena: 8,5/10

Buziaki, Patsy!

Ps. Hańba, wstyd - tyle tylko mogę o sobie powiedzieć... takiego zaniedbania w historii mojego bloga jeszcze nie było! Nawet nie napisałam notki urodzinowej - 2 lata minęły 23 maja, ale o tym wszystkim, mam nadzieję w kolejnym poście.