poniedziałek, 27 czerwca 2016

Bożena Fabiani "W kręgu sztuki. Wybór gawęd" recenzja

Data wydania: 11.2015
Ilość stron: 368
Oprawa twarda

Kolejne spotkanie z Bożeną Fabiani, po bardzo udanych "Gawędach o sztuce sakralnej" (recenzja) było nieuniknione. Sama szczerze nie rozumiem, czemu sięgnięcie po tę przepiękną książkę zajęło mi tak dużo czasu. "W kręgu sztuki" to wspaniałe wydanie wybranych gawęd autorki, nowych i tych z jej poprzednich pozycji, które okazało się równie fascynujące jak ładne.

Opis:
Po czterech tomach Gawęd o sztuce oraz komplementarnym wobec nich tomie Gawędy o sztuce sakralnej proponujemy ekskluzywne wydanie wybranych gawęd Bożeny Fabiani w formie albumowej, luksusowej i bibliofilskiej. Album stanowi kompilację najciekawszych wątków z tomów dotychczas napisanych przez autorkę oraz kilku dodatkowych tekstów. Bożena Fabiani, historyk i popularyzatorka kultury, wprowadza nas w czasy i świat ludzi sztuki od mistrzów mozaiki bizantyńskiej do Salvadora Dali. Bogactwo materiału jest imponujące! Książka, ozdobiona barwnymi reprodukcjami, wydana na wysokim jakościowo papierze, w twardej oprawie, będzie doskonałym prezentem.

Największą zaletą tej książki jest jej gawędziarska forma. Żadnym znawcą sztuki nie jestem, ale jednocześnie chciałabym się dowiedzieć o niej czegoś więcej niż suchych faktów. I właśnie dlatego gawędy są wprost idealną opcją. Jak książka długa i szeroka mamy wrażenie, że Bożena Fabiani jest naszym przewodnikiem po najlepszych galeriach sztuki oraz zabytkowych budowlach. Autorka dzięki swojej charyzmie świetnie połączonej z obszerną wiedzą oraz talentem literackim snuje wciągające opowieści o twórcach najbardziej znanych dzieł sztuki.

Jeśli chodzi o wybór tematów, bardzo przypadł mi on do gustu. Bożena Fabiani nie skupiła się na żadnej konkretnej epoce, czy stylu, ale zachowała ciekawą różnorodność. Od wspaniałego Fra Angelico, czy Caravaggia, przez mniej znanych artystów takich jak Elisabetta Sirani oraz Philippe De Champaigne, a na Vermeerze i jego fałszerzu skończywszy (łącznie dwadzieścia trzy wielce interesujące postacie). Na swoim koncie mam już jedne "Gawędy" tej autorki, i kilka z nich pojawiło się w tej pozycji, jednak nie odczułam w związku z tym żadnej przykrości. Dobrze było sobie przypomnieć zapomniane informacje, możliwe również, że to edycji zawdzięczam podtrzymanie zainteresowania na tym polu.

Nie sposób również nie zaznaczyć piękna tego wydania! Rozmiar raczej albumowy, piękna twarda oprawa, porządne wydanie na grubym papierze oraz wplecione w teksty ilustracje dają efekt wysokiej jakości wydania. Książka ta jest prawdziwą perełką mojej bibliofilskiej kolekcji :).

"W kręgu sztuki" to wymarzona pozycja dla amatorów sztuki oraz bibliofilów. Książka ta łączy w sobie świetny gawędziarski styl, ciekawe , niebanalne historie oraz piękną jakość wydania. Jest to nie tylko przyjemna lektura, ale i piękna ozdoba :).


Moja ocena: 8,5/10

Miłego czytania,
Patsy.

niedziela, 19 czerwca 2016

Ulubione książkowe serie #1

Dzisiaj kolejny w serii post o książkowych ulubieńcach. Tym razem czas na ukochane serie! Takowych jest oczywiście całkiem sporo, więc ograniczenie się do pięciu, będzie ciekawym wyzwaniem. Na dziś, żeby było prościej, wybrałam serie, które w całości przeczytałam. Tak czy inaczej, z pewnością niedługo ukaże się kolejny post o tej tematyce ;D.

Oto pięć moich ulubionych serii (co w żadnym razie nie oznacza, że jest ich tylko pięć!), w kolejności przypadkowej:

Przepiękne kanadyjskie wydanie

#1 "Ania z Zielonego Wzgórza"
Ania jest jedną z moich ulubionych książkowych postaci, również dlatego, że po prostu uwielbiam książki Lucy Maud Montgomery (uwaga - ulubieni autorzy nadchodzą ;). Jeśli ktoś jeszcze nie czytał historii wspaniałej i oryginalnej sierotki z Wyspy Księcia Edwarda, której dorastania jesteśmy świadkami, to naprawdę omija go niesamowita zabawa! Każdy kto potrzebuje trochę ciepła i uśmiechu, może być pewny, że znajdzie go w tych książkach.



#2 "Władca Pierścieni" 
Tego dzieła Tolkiena chyba nikomu przedstawiać nie trzeba! Jest to absolutny klejnot literatury, nie tylko fantastycznej. "Władca Pierścieni" w ogromnej mierze ukształtował tak ukochany przeze mnie gatunek, sam jednocześnie będąc ciągłym hitem i inspiracją. Mistrzostwo Tolkiena nie polega jednak jedynie na byciu prekursorem, ale na poziomie jaki ustanowił dzięki swojej nieziemskiej wyobraźni oraz zdolnościom językowym.



#3"Harry Potter"
Mimo iż książki J.K. Rowling przeczytałam dopiero w zeszłym roku, to muszę przyznać, że już myślę o ponownym po nie sięgnięciu. Czytając te pozycje jako osoba dorosła, z już wykształconym gustem literackim, muszę przyznać, że nie mam im za dużo do zarzucenia ;). Naprawdę mają w sobie nutkę magii, która przenosi czytelnika w świat mugoli i czarodziei. 

Książki te niestety mają beznadziejne okładki...

#4 "Akademia Wampirów"
Faza fascynacji wampirami już dawno, dawno za mną, jednak z nostalgicznego punktu widzenia nie mogę ominąć serii autorstwa Richelle Mead. Jest to jedyny wampiryczny cykl, który się jeszcze ostał na mojej półce (reszty już dawno się pozbyłam), i który może kiedyś przeczytam ponownie. Jeśli jeszcze nie znudziła Ci się ta tematyka, to zapraszam do spróbowania, gdyż "Akademię Wampirów" wspominam jako prawdziwą przygodę!



#5 "Trylogia Czarnego Maga"
Od razu się przyznam, że książki te czytałam cztery lata temu, więc moja opinia mogłaby się zmienić, gdybym sięgnęła po nie ponownie (co już od jakiegoś czasu zamierzam zrobić). Jednak, jakby na to nie patrząc, była to jedna z moich pierwszych prawdziwych fantasy i do dziś dość dobrze pamiętam, jak silne emocje potrafiła we mnie wzbudzić i nadal szczerze ją polecam, jeśli ktoś ma ochotę na dobre high fantasy.

*****

Tak jak napisałam na początku - powyżej nie ma wszystkich moich ulubionych serii - ograniczyłam się do tych już zakończonych, które jednocześnie w całości przeczytałam, w innym wypadku lista ta byłaby znacznie dłuższa!

Jeśli ktoś ma się ochotę podzielić swoimi ulubionymi seriami - zapraszam, z chęcią się poznam coś nowego :D.

Miłego czytania,
Patsy.

poniedziałek, 13 czerwca 2016

Siri Pettersen "Dziecko Odyna" ("Odinsbarn") recenzja

Przekład: Anna Krochmal, 
Robert Kędzierski
Data wydania: 05.2016
Ilość stron: 648

Jako że fantastyka to mój ulubiony gatunek literacki, sięgam po niego najczęściej. A im więcej czytam, tym mam większe porównanie, i tym trudniej sprostać moim dość wysokim wymaganiom. Po książkach fantasy (głównie high fantasy) oczekuję oryginalności, wartkiej akcji, ale również czasu na rozwój i dobre przedstawienie bohaterów, oczywiście interesujących, najlepiej także kiedy system magiczny wraz ze światem jest niebanalny i ciekawy. To taki początek moich wymagań, które w każdym calu zostały spełnione w "Dziecku Odyna".

Opis:
Wyobraź sobie, że brakuje ci czegoś, co mają wszyscy inni.
Czegoś, co stanowi dowód na to, że należysz do tego świata.
Czegoś tak ważnego, że bez tego jesteś niczym.
Jesteś zarazą. Mitem. Człowiekiem.
Piętnastoletnia Hirka dowiaduje się, że jest dzieckiem Odyna – bezogoniastą zgnilizną z innego świata. Pogardzaną. Budzącą lęk. I ściganą. Ktoś chce ją zabić, by pozostało to tajemnicą. Istnieją jednak gorsze rzeczy niż dzieci Odyna, a Hirka nie jest jedyną istotą, która przedarła się przez bramy…

„Dziecko Odyna” to oryginalna powieść fantasy osadzona na staronordyckim gruncie. To epickie rozliczenie z ksenofobią, ślepą wiarą oraz żądzą władzy.

Siri Pettersen stworzyła książkę intrygującą oraz wciągającą od samego początku. Wrzuciła nas w świat krain Ym, niczym bezogoniastą Hirkę - bez uprzedzenia i z łatwością. Oczywiście w każdą pozycję fantasy trzeba się wdrożyć, jednak czasami zajmuje to dość dużo czasu, a samo początkowe kreślenie świata jest męczące - nie w tym przypadku. Autorka od razu pozwala nam zorientować się w ciekawej akcji, jednocześnie powoli odkrywając realia. Taki zabieg ma również jeden mały minus - mianowicie z chęcią skorzystałbym z jakiegoś słowniczka terminów, gdyż chciałam od razu wiedzieć co jest czym, jednak no cóż, nie można mieć wszystkiego. Całe szczęście jest świetna mapka i to po drugiej stronie okładki!

Ten powoli odkrywany świat jest prawdopodobnie największą zaletą tej książki. Dla fanów fantastyki oraz amatorów nordyckich mitów Siri Pettersen stworzyła prawdziwy raj! Całe uniwersum naprawdę zasługuje na uwagę - mam tu również na myśli niebanalny system magiczny. Dość trudno mi go wytłumaczyć bez wchodzenia w transcendencję - magia w "Dziecku Odyna" przepływa przez świat i każdy musi się nauczyć ją czerpać (tak przynajmniej to zrozumiałam) w rzeczywistości jednak brzmi to o wiele lepiej! Dodatkowo bardzo polubiłam także sposób kreacji postaci. Łatwo polubić Hirkę i Rimego, jednak na dalszym planie są również bohaterowie bardziej złożeni - intrygujący, irytujący oraz ci, których role dopiero odkrywamy.

Zakończenie na szczęście również mi się spodobała. Okazało się dobrze równoważyć elementy interesujące, dzięki którym nie można się już doczekać kolejnej części oraz zadowalające, dzięki czemu przynajmniej niektóre wątki były satysfakcjonująco wykończone. 

Tak naprawdę, od momentu kiedy zaczęłam czytać tę książkę planowałam dać jej 10/10, gdyż szczerze myślałam, że jest to jedna z najlepszych z gatunku - i mimo że nadal tak myślę, to nie jest to lektura dla mnie idealna. Gdyby nie to, że wraz z lekturą po ziarenku traciłam ogromne początkowe zainteresowanie... Również czymś, co mi z lekka przeszkadzało były niejasne opisy miejsc, przez co chwilami trudno było sobie wyobrazić wizję autorki, co oczywiście ma swoje plusy w dowolności wyobraźni czytelnika.

"Dziecko Odyna" to absolutnie fantastyczna pozycja, którą polecam wszystkim fanom fantasy, zwłaszcza tym którzy mają ochotę na czytelniczą wyprawę w otoczeniu nordyckiej mitologii. Siri Pettersen ma prawdziwy talent do tworzenia intrygującego świata, z oryginalnym (i udanym) systemem magicznym oraz realistycznymi postaciami. Już nie mogę się doczekać kontynuacji :D!

Moja ocena: 8,5/10

Miłego czytania,
Patsy.

Ps. Dla zainteresowanych - obecnie znalazłam książkę najtaniej na swiatksiazki.pl za 26,64zł (-35%) link Nie jestem w żaden sposób połączone z tą stroną ;)

piątek, 10 czerwca 2016

Ulubione książkowe postacie #1

Dzisiaj zapraszam na trochę inny post, którym chciałbym rozpocząć nową serię. Tytuł mówi sam za siebie - będzie to cykl krótkich (przynajmniej tak jest plan) postów, w których prezentuję moje tytułowe wybory ograniczając się do pięciu przykładów. Wiadomo, że cały czas czytam coś nowego, zawsze również mogę o czymś zapomnieć, więc tematy będą się co jakiś czas powtarzać. Bez dalszego rozpisywania się zapraszam do zapoznania się z moimi ulubionymi książkowymi postaciami :).


#1 Ania Shirley 
Jest to niezaprzeczalnie jedna z moich najbardziej ulubionych bohaterek. Trudno mi nawet napisać, że Lucy Maud Montgomery ją "stworzyła", gdyż jest ona dla mnie niepokojąco prawdziwa. Ania jest dla mnie symbolem odważnego bycia sobą, akceptowania swojego charakteru, nieważne jak dziwny by on nie był oraz starania się być jak najlepszą osobą. Naprawdę kocham ją całym sercem :).


#2 Cress
Mimo iż jeszcze jedna książka z "Sagi Księżycowej" Marissy Meyer przede mną, to mam nadzieję, że moja opinia się nie zmieni. Cress jest zabawna, trochę porywcza, momentami nieporadna, ale jednocześnie jest silną i mądrą bohaterką. Jak dotąd z serii moją ulubioną, chociaż muszę przyznać, że barwne i zróżnicowane postacie sagi są jej największą zaletą. Dla zainteresowanych - Cress poznajemy porządnie dopiero w trzeciej części cyklu.




#3 Inej
Ahhh ci bohaterowie z "Six of Crows" Leigh Bardugo! Szczerze mogłabym tu umieścić wszystkie główne postacie, jednak to Inej (obok Kaza, Niny i Jespera...) została moją ulubioną bohaterką. Inej jest silna - fizycznie i psychicznie, niezależna, a jednocześnie wie czego chce.

#4 Nina
Pisząc o Inej nie mogę napisać o kolejnej postacie z ekipy Kaza  - Ninie, która po prostu podbija kosmos swoim charakterkiem. Jest zabawna, bezpośrednia, a jednocześnie pełna pasji. Nie wie, którą z nich lubię bardziej - dzisiaj chyba Ninę! Jak ja się nie mogę doczekać kontynuacji tej serii :D.



#5 Rhysand
Na sam koniec, największy smaczek. Szczerze nie wiem, czy moje uczucia przetrwają długo, bo "Dwór cierni i róż" Sary J. Maas dopiero co przeczytałam, jednak no cóż... Rhysand to znany nam wszystkim typ bohatera - mroczny, złowieszczy, ale jednocześnie z potencjałem na bycie lepszym - zazwyczaj takie postacie mnie tylko wkurzają, profil "niegrzecznego chłopaka" w żadnym razie mnie nie interesuje, jednak autorka stworzyła naprawdę czarującą postać, która jest odpowiedzialna za to, że w ogóle tę książkę skończyłam.

*****

To na tyle w dzisiejszym poście - z pewnością nadejdzie druga część, gdyż mam jeszcze dużo, dużo innych wspaniałych postaci, którym muszę publicznie wyznać swoje uczucia!

Miłego weekendu, 
Patsy.

poniedziałek, 6 czerwca 2016

Przeczytane, a niezrecenzowane - maj 2016 ("Cress", "Złodzieje snów", Rae Carson, "Strażniczka opowieści", Louisa L. Hay)

Maj okazał się bardzo przyjemnym miesiącem pod względem czytelniczym. Mimo iż nie przeczytałam jakieś zatrważającej ilości książek, to wszystkie lektury okazały się udane z czego oczywiście bardzo się cieszę :D. Tytułem najlepszej pozycji miesiąca muszą podzielić się "Cress" Marissy Meyer oraz "Dziecko Odyna" Siri Petterson", którym po piętach depczą "Złodzieje snów" Maggie Stiefvater.

Marissa Meyer "Cress" 8,5/10
Jest to trzecia część "Cyklu Księżycowego", który jak na razie zmierza na szczyty moich ulubionych serii! "Cress" w żadnym razie nie zawiodła, a nawet muszę przyznać podwyższyła poprzeczkę. Od samego początku mnie wciągnęła, i mimo iż można tę serię uznać za momentami przewidywalną przez swoje oczywiste baśniowe inspiracje, to wielokrotnie autorka wybiera zaskakujące rozwiązania. Ciągłe zainteresowanie podtrzymuje również oczekiwanie na pewne momenty... więcej napisać nie mogę ze względu na spoilery. "Winter", czyli czwarta i ostatnia część serii czeka już na półce.


Maggie Stiefvater "Złodzieje snów" 8,5/10
Długo opierałam się tej serii. Po "Króla kruków" sięgnęła jesienią, i chociaż książka ta mi się podobała, to nie powaliła mnie na łopatki. Jednak tak dużo dobrego cały czas słyszę o tym cyklu, że postanowiłam dać mu kolejną szansę. Na szczęście się nie zawiodłam. "Złodzieje snów" to bardzo klimatyczna, trochę mroczna jak na młodzieżową fantastykę książka ze szczególnym humorem, który mi akurat bardzo się spodobał. Autorka ma naprawdę niezwykły talent do uplastyczniania języka, którym potrafi mistrzowsko operować. Jedyny mankament, który mi co jakiś czas przeszkadzał to chaotyczność - nie wiem czy spowodowana właśnie szczególnym stylem języka, czy jakimiś błędami, jednak momentami nie tak łatwo było mi się rozeznać z wizją autorki. Kolejny tom już czeka na półce!


Louisa L. Hay "Możesz uzdrowić swoje ciało" 6/10
O autorce tej trochę już słyszałam, i mimo iż nie byłam jej jakoś specjalnie ciekawa, to przy okazji postanowiłam sięgnąć po nią w bibliotece. Jest to zdecydowanie specyficzna pozycja ze względu na poglądy autorki, więc sięgając po nią zalecałbym otwartość oraz spoglądanie na nią jako na ciekawostkę, a nie coś z czym od razu musimy się zgadzać i wcielić w życie. Większość z tego, o czym pisze autorka już było mi znane, często również praktykowane. Sama zauważyłam, że pozytywne myślenie oraz panowanie nad tym co do siebie "mówimy" znacząco wpływa na nasze samopoczucie oraz w ogólnym zarysie, na życie. Jednak z wieloma momentami w tej pozycji miałam nie tyle co problem, a po prostu nie pasowały mi jako rozwiązania - chociażby wytłumaczenia niektórych chorób przez autorkę. Jednak podsumowując lektura ta okazała się bardzo pożyteczna, gdyż odnowiła moje zainteresowanie w siłę myśli.


Rae Carson "Dziewczyna ognia i cierni" 7,5/10
Dużo dobrego słyszałam o tej pozycji, jak i o samej autorce, więc w końcu postanowiłam sięgnąć po pierwszą część "Trylogii ognia i cierni". Spotkanie to okazało się bardzo przyjemne, choć wraz z mijającymi stronami lektura podobała mi się coraz mniej. Początek książki jest naprawdę obiecujący, jednak dalszy obrót wydarzeń nie do końca mi pasował. Zaletami tej pozycji jest jej dobrze wykonana pierwszoosobowa narracja, oryginalni, nieoklepani bohaterowie, wraz z główną bohaterką na czele, która mimo iż jest młoda, jest również mądra - nie popełnia tak często występujących w podobnej literaturze głupich błędów. Książka ta podobała mi się na tyle, że w przyszłości sięgnę po kontynuację.


Lisa Wingate "Strażniczka opowieści" 6,5/10
O tej książce, ani o autorce nic nigdy nie słyszałam, dopiero ciekawy opis oraz biblioteczna okazja umożliwiły mi spotkanie z nią, z czego bardzo się cieszę. "Strażniczka opowieści" to ciepła, interesująca i wciągająca powieść, czyli wszystko czego oczekują od tzw. lekkich książek. Lisa Wingate tak naprawdę w tej pozycji zawarła 2 i pół historii - losy głównej bohaterki, odkrywającej historię tajemniczego maszynopisu oraz elementy wydarzeń ze znanego jej bestsellera. Zabieg ten okazał się bardzo interesujący, chociaż momentami byłam niechętnie odciągana od ciekawego momentu którejś z opowieści. Nie jest to również bardzo cukierkowa historia, poruszane przez autorkę tematy są ważne i niekiedy trudne. W przyszłości z chęcią sięgnę po inne pozycje autorki. Bardzo polecam tę książkę jako ciekawą i przyjemną lekturę na lato :).

A oto pozycje, które w tym miesiącu przeczytałam i zrecenzowałam:
Rhys Bowen "O mój ukochany!" 7/10
Siri Pettersen "Dziecko Odyna" 8,5/10 (recenzja nadchodzi ;)


Miłego czytania, 
Patsy.