niedziela, 30 października 2016

Richelle Mead "Rubinowy krąg" ("The Ruby Cycle") recenzja

Przekład: Monika Gajdzińska
Data wydania: 10.2016
Ilość stron: 336

Wampiryczne i paranormalne romanse przyjmuję tylko od Richelle Mead. Już dobrych kilka lat temu wyrosłam ze zmierzchowego kręgu zainteresowań i tylko dla jednego autora robię wyjątek, gdyż świat Akademii Wampirów zauroczył mnie swoimi świetnymi postaciami oraz intrygującą i nieprzewidywalną akcją. "Rubinowy krąg" to ostatnia, szósta część cyklu "Kroniki krwi", czyli niejako kontynuacji Akademii Wampirów. Mimo iż mój entuzjazm jakiś czas temu już przygasł, to powrót do serii okazał się bardzo przyjemnym i rozrywkowym wydarzeniem.

Opis:
Gdy miłość łącząca Sydney i Adriana przestała być tajemnicą, ich życie nie stało się ani trochę łatwiejsze. Choć na królewskim dworze morojów znaleźli schronienie przed gniewem alchemików, muszą się mierzyć również z niechęcią miejscowych tradycjonalistów, dla których związek człowieka i wampira jest nie do pomyślenia. Jednak układanie wspólnego życia to ostatnia rzecz, na jakiej się mogą skupić. Jill została porwana. By ją ocalić, Sydney porzuca bezpieczną kryjówkę i rusza tropem dawnego śmiertelnego wroga. Tymczasem Adrian usiłuje rozwikłać tajemnicę, która prawdopodobnie zawiera klucz do zagadki magii ducha. Jej rozwiązanie może wstrząsnąć całym światem morojów.

Richelle Mead podtrzymuje dobry poziom, mimo iż nie jest reprezentantką najwyższej literatury ( nie ten gatunek ;). Jej styl jest przystępny, zrozumiały, a książki czyta się szybko i nie wymagają od nas ogromnych pokładów skupienia. Obecnie, po przeczytaniu wielu pozycji fantasy, czy literatury pięknej, muszę przyznać, że język użyty w tych lekturach szału nie robi, tak jak powiedziałam jest on dobry pod względem łatwości i szybkości czytania, jednak poziom nie jest za wysoki i nie chcę, żeby ktoś z takimi oczekiwaniami zrezygnował z sięgnięcia po tę serię. Momentami żarty, czy opisy przypominały mi styl Ricka Riordana, co osobiście nie za bardzo mi odpowiada, jednak świetnie odzwierciedla to co próbuję przekazać ;).

Bohaterowie to zdecydowanie główny powód, dla którego sięgam po tę książki. Autorka z ogromną łatwością i niepostrzeżenie, sprawia że zostajemy pochłonięci przez akcję i zagłębiamy się w losy postaci. Bohaterowie nie są płascy, momentami nieprzewidywalni, zmagają się na różne sposoby ze swoimi demonami, jednocześnie pozostając różnorodni. Zaczynając serię "Kroniki krwi" miałam trochę wątpliwości względem postaci, gdyż Rose i Dymitr podbili moje serce, jednak jak się okazało autorka szybko mnie do nich przekonała i nie miałam żadnego problemu z polubieniem głównych bohaterów tej serii.

Bardzo ucieszyła mnie informacja, którą autorka umieściła w podziękowaniach, mianowicie, iż planuje jeszcze kiedyś publikacje ze świata Akademii Wampirów. Wiem, że mimo jakichkolwiek obiekcji jakie mogę mieć na 100% sięgnę po kolejne książki, jeśli tylko będą w nich moje ukochane postacie. Gdyż to właśnie one tworzą dla mnie atmosferę świetnej serii, to dla nich patrzę w drugą stronę za każdym razem gdy wspominane są sprawy paranormalne, których szczerze powiedziawszy nie ma aż tak dużo - mało bohaterów ma jakieś niesamowite zdolności, co dla mnie działa na plus.

"Rubinowy krąg" to bardzo przyjemny powrót do świetnego świata "Akademii Wampirów". Mimo gatunkowych niedociągnięć, postacie wszystko nam rekompensują i sprawiają, że lektura jest szybka i bardzo rozrywkowa. Jeśli tak jak ja nie lubicie wampirycznych klimatów, a macie ochotę na coś łatwego i angażującego to serdecznie polecam :D.

Moja ocena: 7/10

Miłego czytania,
Patsy.

niedziela, 23 października 2016

Ulubione książki: fantasy #1


Czas na nowy post z serii ulubionych. Dzisiaj bardzo ciężki temat ulubionych książek fantasy - ciężki, gdyż jest to mój ulubiony gatunek literacki. Sięgam po niego najczęściej, a do moich absolutnych faworytów należy high fantasy (akcja rozgrywa się w innym świecie) i to spośród niego postanowiłam wybrać dzisiejszych Wspaniałych. Zadanie to nie było łatwe i z pewnością w przyszłości będę zmuszona ponownie napisać taki post, no ale cóż, nikt nie mówił, że bycie czytelnikiem jest łatwe!

Uprzedzam tylko, że tak jak zwykle kolejność jest przypadkowa - wszystkie z wymienionych książek, należą do moich absolutnych ulubieńców :).



1. Brian Staveley "Miecze cesarza"
W moim rankingu zdecydowana świeżynka, którą przeczytałam trochę ponad tydzień temu. Lektura ta jednak całkowicie podbiła moje serce. Brian Staveley po prostu bawił się moimi emocjami, rozkochał w swoich bohaterach oraz stworzył świetne realia oraz fabułę. Co absolutnie mnie podbiło, to fakt, że książka ta nie rozwija się bardzo szybko - każdy rozdział nie kończy się jakimś zaskakującym zwrotem akcji, co daje bohaterom prawdziwą okazję błyszczeć oraz dobrze się rozwinąć. Oczywiście w pozycji tej jest wiele zaskakujących momentów, jednak zdaję sobie sprawę, że taki sposób prowadzenia akcji nie każdemu przypadnie do gustu. Jak dla mnie totalny hicior, kiedy już pozbieram się emocjonalnie, to sięgnę po kontynuację.



2. Patrick Rothfuss "Imię wiatru"
O tej książce/trylogii (ostatnia część jeszcze nie wyszła) już wielokrotnie głosiłam peany, całkowicie oczywiście zasłużone. Patrick Rothfuss w swojej finezji twórczość wszedł na prawdziwie tolkienowski poziom - naprawdę. Czytam dużo książek tego gatunku i jest to pozycja zasługująca na miano dzieła literackiego. Począwszy od skomplikowanych bohaterów, przez świat, po frapującą fabułę, ta pozycja to po prostu majstersztyk gatunku.

Post: 9 powodów, aby przeczytać "Kroniki królobójcy" 


3. Leigh Bardugo"Sześć wron"
Naprawdę bardzo cieszy mnie widok tej książki w pięknym wydaniu, na polskich półkach :3! Leigh Bardugo jest znana ze swojej trylogii "Griszy", która niezbyt przypadła mi do gusta (trzecia część jeszcze przede mną), za to ta pozycja podbiła moje serce. Na największą pochwałę zasługują wspaniałe postacie - różnorodne, złożone, realistyczne, które bez problemu znajdują drogę do czytelniczych serc. Szczerze polecam tę książkę zwłaszcza dla tych, którzy nie są przekonani do fantasy i jej złożoności - z dzisiejszej listy, jest to zdecydowanie najbardziej przystępna książka dla początkujących :).



4. Scott Lynch "Kłamstwa Locke'a Lamory"
Kolejne wybitne dzieło! Scott Lynch zdecydowanie nie boi się złożonej fabuły, czy skomplikowanego uniwersum. Nowe języki, kultury, złożona akcja oraz postacie, a to wszystko w otoczeniu świetnego poczucia humoru. Muszę jednak przyznać, że przebrnięcie przez książki autora (przeczytałam również drugą część) zajmuje mi dość dużo czasu, co jest dziwne, gdyż naprawdę lubię je czytać. Fakt, że są obszerne i pełne niewyjaśnionych wątków raczej nie pomaga ;). Jednak naprawdę warto, gdyż przygody Locke'a i jego towarzyszy nigdy się nie nudzą!


5. Robin Hobb "Uczeń skrytobójcy"
Jak na razie jest to jedyna książka autorki, którą miałam przyjemność czytać, kolejne dwie czekają już na półce, jednak tak jak w przypadku dzieł Scotta Lynch'a nie tak łatwo przez nie przebrnąć. Oczywiście poniesiony wysiłek jest całkowicie wart samego doświadczenia. Robin Hobb stworzyła prawdziwie fantastyczny świat, a główna postać - Bastard, mimo swojej specyfiki, jest niezwykle absorbująca. Atmosfera książki jest również świetna - trochę mroczna oraz magiczna, co daje naprawdę oczarowujące połączenie.


6. J.R.R Tolkien "Władca pierścieni"
Nie sposób nie wspomnieć w liście o ulubionych książkach fantasy o Tolkienie. Chyba nie muszę tu nikogo przekonywać, czy za bardzo się rozwlekać - dzieła tego nie trzeba nikomu przedstawiać. Twórczość Tolkiena jest również w ogromnej mierze odpowiedzialna za moją ogromną miłość do tego gatunku, gdyż to właśnie od oglądania ekranizacji jego książek moja przygoda z fantasy się zaczęła :). Kto nie czytał, temu radzę jak najszybciej nadrobić tę tragiczną omyłkę.  

*****

To na tyle! Jest jeszcze sporo książek, które chciałabym zamieścić na tej liście jak np. "Dziecko Odyna", "Kroniki lunarne", czy cykl "Siedem królestw", jednak musiałam być brutalna i jak na razie powiedzieć im nie ;). Jeśli ktoś dopiero zaczyna swoją przygodę z fantasy, to radzę zacząć od jednej z pierwszych trzech wymienionych pozycji, gdyż bez problemu można się w nich zatracić ;D.

Miłego czytania,
Patsy.

niedziela, 16 października 2016

Siri Pettersen "Zgnilizna" ("Ravneringene. Rata") recenzja

Przekład: Anna Krochmal, Robert Kędzierski
Data wydania: 08.2016
Ilość stron: 528

"Dziecko Odyna" to jedna z najlepszych książek fantasy, którą miałam przyjemność czytać. Oczywistością stało się więc sięgnięcie po wyczekiwaną kontynuację. "Zgnilizna" musiała się zmierzyć z bardzo wysokimi oczekiwaniami i ogółem rzecz biorąc im podołała. 

Opis:
Wyobraź sobie, że zostałeś wygnany do nieznanego świata. Bez tożsamości. Bez rodziny. Bez pieniędzy. I powoli zaczynasz sobie uświadamiać, kim tak naprawdę jesteś.
Hirka utknęła w umierającym świecie, rozdarta pomiędzy łowcami ludzi, martwo urodzonymi oraz tęsknotą za swoim przyjacielem Rimem. W wielkomiejskiej rzeczywistości jest łatwym łupem, ale walka o przetrwanie blednie w obliczu tego, co ma nastąpić, gdy Hirka zdaje sobie sprawę, kim jest.
Zgnilizna to kontynuacja wychwalanego przez krytyków i czytelników Dziecka Odyna, powieść, której stronice zapełniają zachłanność, lęk przed śmiercią i zemsta.

Największą zaletą książek Siri Pettersen jest ich oryginalność, o którą w dzisiejszych czasach nie jest tak łatwo. Autorka stworzyła własne realia: światy, istoty, języki, wplatając to wszystko w znane nam uniwersum. W tej części świat przedstawiony jest poszerzony o kolejne warstwy, w sposób, który nie sposób przewidzieć. Muszę przyznać, że zabiegi autorki okazały się na tyle intrygujące, że zapragnęłam ponownie sięgnąć po tom pierwszy, aby na nowo docenić wyobraźnię Siri Pettersen. Postacie również podtrzymują swój poziom, nie zawsze podejmują decyzje, z którymi łatwo się zgodzić, ale to sprawia, że są bardziej realistyczne i nieprzewidywalne, co nadaje książce kolorów.

Książka ta mimo iż jest środkowym tomem, nie cierpi na wszystkie bolączki z tym związane. Otrzymujemy odpowiedzi na pytania z "Dziecka Odyna", akcja nabiera kolejnych wymiarów, pojawiają się zaskakujące rozwiązania, a rozwoju akcji nie jesteśmy w stanie przewidzieć. "Zgnilizna" nie jest żadnym zapychaczem serii, chociaż przygotowując nas na finał, nie dostarcza nam tyle emocji co tom pierwszy. Siri Pettersen dobrze wyważyła ten cykl, a przynajmniej względem ostatniej części mam taką nadzieję ;).

Książka ta, tak jak tom pierwszy ma bardzo dobre zakończenie. Autorka nie zostawia nas z setką otwartych wątków (wybaczcie hiperbolę) - otrzymujemy naglące odpowiedzi, jednocześnie jednak podtrzymywane jest nasze zainteresowanie dalszymi losami bohaterów. Bardzo lubię tego typu zakończenia książek, zwłaszcza w seriach, gdyż odczuwam je jako okazywanie szacunku czytelnikowi, a nie chęć zszargania naszych biednych nerwów.

Niestety nie na każdym polu książka ta spełniła moje oczekiwania. Trudno uznać elementy te za jednoznaczne wady, gdyż są to raczej indywidualne czytelnicze problemy ;). Po pierwsze: przez to, że "Zgnilizna" ma podzieloną akcję na dwa światy i tylko jeden z nich jest stricte fantastyczny, nie zaspokoiła ona moich gatunków potrzeb. Po drugie: Rime - w "Dziecku Odyna" najlepsza postać, w tej części zawiodła mnie. Jego decyzje, zachowanie - można je było zrozumieć, jednak nie pasowały mi do postaci, albo po prostu mnie irytowały. Po trzecie: "Zgnilizna" pod względem akcji momentami trochę nudzi - jest oczywistym przygotowaniem do finału i mimo iż nie potrzebuję ciągłej ekscytacji, trudniej mi było podtrzymać zainteresowanie. Wszystkie te elementy niektórym podpasują innym nie, wszystko zależy od gustów :).

"Krucze pierścienie" to świetna seria dla fanów nordyckich klimatów, intrygujących bohaterów oraz nieprzewidywalnych decyzji. "Zgnilizna" podtrzymuje bardzo wysoki poziom tomu pierwszego, mimo kilku małych cierni. Z pewnością sięgnę po "Evnę", gdyż po prostu nie sposób tego nie zrobić!

Moja ocena: 7/10

Miłego czytania,
Patsy.


niedziela, 9 października 2016

5 książek, które chcę przeczytać do końca roku

Do końca roku zostały już niecałe trzy miesiące (jak dziwnie to brzmi!). Zwykle nie jestem typem czytelnika, który z wyprzedzeniem planuje swoje lektury, raczej pozwalam na kierowanie się nastrojem. Jednak są pewne książki, które bardzo chciałabym w najbliższym czasie przeczytać, a które już posiadam. Oprócz dwóch pozycji, które czytam obecnie ("Zgnilizna" oraz "Miecze cesarza" - obie jak na razie super), planuję sięgnąć jeszcze po trzynaście, aby dobić do setki, co nie powinno być dla mnie za dużym problemem. W tym poście skupię się jednak na tytułowych pięciu :).



1. Richelle Mead "Rubinowy krąg"
W końcu piąta i ostatnia część "Kronik krwi" ujrzała światło dzienne. Jest to jedyny cykl wampiryczny, do którego się zbliżam ;). Już się nie mogę doczekać!



2. Brandon Sanderson "Z mgły zrodzony"
Ta pozycja jest już na mojej liście od ponad roku. Uwielbiam książki high fantasy, jednak wymagają one pewnego poświęcenia czasu przez swoją obszerność oraz detale. Jak na razie jestem na fantastycznej fali, więc jestem dobrej myśli.


3. Marissa Meyer "Winter"
Przyszedł czas, żebym w końcu zakończyła tę serię ostatnim, czwartym tomem. Jak dotąd bardzo mi się podobała, jednak czas zmierzyć się z finałem.



4. Jeanne Birdsall "The Penderwicks in Spring"
Jest to czwarty tom świetnej serii dla młodzieży. Rzadko sięgam po ten gatunek, jednak te książki są ciepłe, zabawne i mają niegłupich bohaterów, co nie zdarza się zbyt często.

5. "Baśnie z tysiąca i jednej nocy"
Ta książka jest na moich półkach tak długo, że praktycznie w nie wrosła. Naprawdę - jak patrzę w jej kierunku, to jest ona dla mnie naturalnym elementem mojego regału. Czas w końcu ją przeczytać, nie ma bata.

*****

Mam nadzieję, że po wszystkie pięć lektur już niedługo sięgnę, a tymczasem życzę miłego czytania,
Patsy.

niedziela, 2 października 2016

Przeczytane, a niezrecenzowane: wrzesień 2016 (Jane Austen, Scott Lynch, Nicola Yoon, Sophie Kinsella...)

We wrześniu przeczytałam dziesięć książek w tym jedno opowiadanie. Jeśli chodzi o to co przeczytałam, to wyszło dość różnorodnie - od fantasy, poprzez klasyki, książki młodzieżowe, a skończywszy na poradnikach. Za najlepszą lekturę muszę uznać "Na szkarłatnych morzach" Scotta Lyncha, drugą w jego serii "Niecni Dżentelmeni", chociaż nie spodobała mi się tak jak pierwsza. Miło było również ponownie sięgną po piątą i szóstą część "Ani..." Lucy Maud Montgomery. Dużym rozczarowaniem okazał się "Mansfield Park" Jane Austen - niestety nie przypadł mi do gustu.



Scott Lynch "Na szkarłatnych morzach" 7/10
Już od kiedy skończyłam "Kłamstwa Locke'a Lamory" byłam zdecydowana kontynuować tę serię. Dokonałam tego w końcu w tym miesiącu! Tak jak i pierwsza część, "Na szkarłatnych wodach" to świetna rozrywka, pełna zabawnych dialogów, niespodziewanych zwrotów akcji, jak i trochę smutnych momentów. Mimo iż ta pozycja nie przypadła mi do gustu tak jak pierwsza (prawdopodobnie przez scenerię oraz brak pewnych postaci), nadal wysoko cenię tę serię i z pewnością sięgnę po "Republikę złodziei", która już czeka na półce.


Lucy Maud Montgomery "Wymarzony dom Ani" 8/10
& "Ania za Złotego Brzegu" 7,5/10
Od zeszłego roku staram się ponownie przeczytać tę wspaniałą serię :). Jak widać perspektywa jesieni wpływa nastrojowo i w końcu sięgnęłam po kolejne dwa tomy (piąty i szósty). Anię uwielbiam, książki te wpływają na mnie niezwykle kojąco i nastrajają mnie pozytywnie na życie. Jako trochę bardziej doświadczony czytelnik (skończyłam czytać tę serię przynajmniej siedem lat temu), dostrzegam w niej pewne elementy, które pewnie by mnie dziś zirytowały, a przynajmniej prowokowały do uzewnętrzniania swoich żali, jednak sentyment i miłości do bohaterów działa na mnie bardzo kojąco :).



Jane Austen "Mansfield Park" 5,5/10
Wraz z zagłębianiem się w twórczość pisarki (została mi już tylko "Emma") muszę z przykrością stwierdzić, że nie mogę zaliczyć jej do grona moich ulubieńców. Niestety. "Mansfield Park" nie spodobał mi się, przypadł mi do gustu najmniej ze wszystkich jak dotąd przeczytanych dzieł autorki. Nie mogłam znieść głównej bohaterki - nie lubię nijakich, bezwolnych postaci, nie potrafiłam wyzwolić w sobie współczucia dla jej sytuacji. Co dziwne również styl autorki momentami dość mnie irytował. Jane Austen jest znana ze swojego sarkazmu i tworzenia karykatur, jednak odniosłam wrażenie, że brakowało im choć odrobinę subtelności. Wszystko było wyłożone dla czytelnika czarno na białym, zero finezji. Ehhh, może mam za duże wymagania! Mam nadzieję, że "Emma" przypadnie mi do gustu, gdyż słyszałam o niej dużo dobrego.

Sarah J. Maas "The Assassin and the Healer" 7/10
To krótkie opowiadanie ma być wydane w listopadzie po polsku, jednak pod wpływem natchnienia postanowiłam je przeczytać. Już od czerwca nie mam weny, aby sięgnąć po czwartą części cyklu "Szklany tron", a to opowiadanie przypomniało mi dlaczego polubiłam tę serię. Utwór ten wchodzi w skład prequelu do samej serii. Opowiadanie to jest najkrótsze, czyta się je szybko, i jest bardziej anegdotą niż jakimś ważnym wydarzeniem w życiu Zabójczyni Adarlanu. Tak czy siak, podobało mi się.



Nicola Yoon "Everything, Everything"/"Ponad wszystko" 5/10
Już od kilku lat staram się bardzo wybiórczo sięgać po książki typowo młodzieżowe. Interesująco zapowiadająca się fabuła, dobre opinie oraz bardziej wyrafinowane tematy niż młodzieńcze miłostki - przynajmniej te trzy wymogi musi spełnić książka tego gatunku, żebym po nią sięgnęła. Jak można łatwo się domyślić pozycja ta należy do wybrańców. Niestety jednak nie powaliła mnie na łopatki. Nie polubiłam głównej bohaterki, romans nie był przekonujący (zakochanie w 5 sekund i te sprawy), a zakończenie pozostawiło po sobie mieszane uczucia. Bez spoilerów nie mogę kontynuować mojego niezadowolenia ;). Nie była to zła książko, rozumiem dlaczego tak wielu czytelnikom przypadła do gustu, jednak u mnie ten gatunek ma naprawdę ciężko :).



Sophie Kinsella "Finding Audrey"/"Spójrz mi w oczy, Audrey" - premiera 06.10 6,5/10
Kolejne spotkanie z młodzieżową książką okazało się bardziej udane. "Finding Audrey" było również moim pierwszym kontaktem z Sophie Kinsellą znaną ze swojej serii o zakupoholiczce. Książka ta porusza bardzo ważny temat depresji, stanów lękowych oraz radzeniu sobie z traumatycznymi wydarzeniami (na minus muszę przyznać, że nie są one do końca przedstawione). Myślę, że każdy w jakimś stopniu spotkał się z zaburzeniami zachowania (niestety nie znam fachowego nazewnictwa) u siebie, czy u innych, które dla postronnych mogą być trudne do zrozumienia. Autorka wykonała świetną robotę portretując zmagania Audrey w realistyczny sposób. Zostały one bardzo płynnie wplecione w fabułę, która porusza również inne zagadnienia życia rodzinnego.



Jeanne Birdsall "The Penderwicks at Point Mouette" 7/10
"Rodzina Penderwicków" to cykl, który pierwszy raz przeczytałam i pokochałam będąc w podstawówce. W lato postanowiłam ponownie po niego sięgnąć - niestety tylko dwie części z czterech wydane są po polsku. Nie przepadam za mieszaniem językowym serii, jednak nie przeszkodziło mi to w zaspokojeniu swojej ciekawości. Niestety odrobinę się zawiodłam. Trzecia część, może dlatego że brakowało w niej stałej obecności Rosalindy, a może właśnie przez różnicę w narracji, nie była tak świetna jak oczekiwałam. Spodobała mi się, miło było ją czytać, jednak brakowało mi w niej czegoś. Mam nadzieję, że czwarta część przypadnie mi bardziej o gustu :).



Dominique Loreau "Sztuka minimalizmu w codziennym życiu" 6,5/10
Tematem minimalizmu interesuję się już od dłuższego czasu. Natknęłam się na tę książkę w bibliotece i przypomniałam sobie, że już kiedyś o niej słyszałam. Tak jak pamiętałam autorka ma dość specyficzne podejście do tego stylu życia - co było widoczne zwłaszcza w rozdziałach, w których wypisywane były przedmioty, które nam wystarczą np. w kuchni. Nie jestem przeczulona, wiem że takie porady można potraktować jako inspirację, jednak nie tak były one napisane. Jednak pozostałe 2/3 książki spodobały mi się. Dobre porady oraz inspiracje zawsze się przydadzą. Jeśli ktoś jest zainteresowany tematem minimalizmu, polecam tę książkę, jednak tak jak zawsze w przypadku poradników radzę mieć otwarty umysł ;).



Brian Draper "Mniej znaczy więcej" 4/10
Odkrywszy nową półkę w bibliotece sięgnęłam i po tę pozycję. Niestety nie przypadła mi ona do gustu. Autor zajął się bardziej duchową stroną minimalizmu, którą też się interesuję, jednak nie wyniosłam z tej książki praktycznie nic. Brian Draper zaczynał myśl i rozdział trudnościami z jakimi możemy się zmagać, jednak oprócz kilku filozoficznych zdań, czy rozważań bez puenty nie ma w tej pozycji wiele więcej. Polecenie typu "bądź obecny" jest doskonale wszystkim znane, jednak przydałyby się jakieś praktyczne porady, a nie przypowiastki. 

*****

Przesyłam jesienne pozdrowienia,
Patsy.