środa, 19 października 2011

Alma Katsu "Wieczni" ("The Taker")


Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Tłumaczenie: Alina Siewior-Kuś
Data wydania: 17 maja 2011r.
Ilość stron: 496

Elementy fantastyczne: tak.

Sięgając po tę książkę nie wiedziałam czego się spodziewać. Zainteresowała mnie w niej okładka i częściowo przeczytany opis, tuż przed otwarciem jej, przeczytałam w jednej z Waszych recenzji, że "Wieczni" są  "dziwni i inni". Muszę przyznać, że całkowicie zgadzam się z tymi określeniami, gdyż pozycja ta nie tylko ma ciekawą fabułę, ale i jej forma jest godna uwagi.

Stany Zjednoczone dzisiaj, skąd przenosimy się do XIX wieku do małej miejscowości na północy w mroźnym stanie Maine, gdzie zaczynamy poznawać historię młodej Lanny. 
Dziewczyna ta od początku poznania Jonathana St. Andrew obiecuje sobie, że go poślubi, jednak nie jest to takie proste, zważywszy na różnice społeczne między nimi - bogaty i cieszący się powodzeniem chłopak oraz biedna i niebrzydka dziewczyna (zazwyczaj jest to doskonały materiał na banalną książkę). Lanny jednak nie poddaje się i trwa w swoim uczucie, mimo tego że szanse na ich spełnienie są znikome, a każde kolejne zdarzenie brutalnie przywraca ją do rzeczywistości. Jej życie ulega drastycznej zmianie, kiedy to przez konsekwencje nieodpowiedzialnego zachowania trafia do Bostonu, następnie do domu tajemniczego Adaira. Powitanie jej tam, na pewno miłym nie można nazwać, aczkolwiek z czasem otrzymuje ona dar, o który nie prosiła, a który jest nieodwracalny. 
Kiedy los znów splata jej ścieżki z Jonathanem, dziewczyna nie wie czy postawić na egoistyczne uczucie, czy na troskę o ukochanego.

Jak już wspomniałam bardzo spodobała mi się forma tej książki, a dokładniej to, że przemienne są w niej wątki: współczesny, w którym doktor Luke Findley poznaje historię Lanny oraz przeszły, dotyczący jej przebiegu. Dzięki podtytułom na początkach rozdziału, w których zawarte są daty jak i miejsc, w których dzieje się dana akcja, nie jest nam trudno połapać się w tych "przejściach".
Zdziwiło mnie to, że mimo, iz autorka nie używa specjalnie "XIX- wiecznego języka" ani żadnych wyraźnych słów niewspółczesnych, bardzo dobrze oddaje klimat danego okresu, który opisuje. Szczerze nie wiem czym to jest spowodowane, ale naprawdę mnie to zaskoczyło :).

To co wyróżnia tę książkę spośród innych to z pewnością wątek miłosny. Nie mam zamiaru wam zdradzać tu jego przebiegu, ale naprawdę tak oryginalnego spojrzenia na uczucie między potencjalnymi kochankami dawno nie spotkałam.

W książce tej również mogą odnaleźć się fani zagadek, kryminałów, gdyż dzięki temu, że "dar" który otrzymała Lanny ma dość długą i jednocześnie ciekawą historię, mamy pole do popisu naszej wyobraźni i poniekąd również zdolności detektywistycznych ;-).

Jak dla mnie największym minusem tej książki, jest to iż nie wciągnęła mnie ona za bardzo. Miło mi się ją czytało oraz poznawało historię tytułowej wieczności, jednak były momenty, w których nie miałam problemu z odłożeniem tej pozycji na bok.

"Wieczni" to bardzo oryginalne dzieło, łączące w sobie odrobinę historii, romansu i kryminału, przez co książka ta może przypaść do gustu wielu osobom. Dzięki swojemu wyjątkowemu klimatowi możemy na chwilę przenieść się w inną rzeczywistość, pozostawiając szary świat za oknem.

Moja ocena: 7,5/10

Buziaki :D!

Ps. Na wszystkie Wasze komentarze odpowiem w weekend :)!


sobota, 8 października 2011

Bree Despain "Łaska utracona" ("The Lost Saint. A Dark Divine Novel")



Wydawnictwo: Galeria Książki
Tłumaczenie: Maria Smulewska
Data wydania: 18 maja 2011r.
Ilość stron: 480
Tom w serii: 2

Elementy fantastyczne: tak.

Moja nastawienie do tej książki było, muszę przyznać, bardzo zmienne. Kiedy dowiedziałam się, że "Dziedzictwo mroku" czeka kontynuacja, bardzo się z tego ucieszyłam, lecz kiedy miałam już okazję sięgnąć po tę pozycję, która grzecznie czekałam  na półeczce jakoś nie mogłam się za nią zabrać, kiedy jednak nadeszła jej kolej nie potrafiłam wbić się w fabułę i znowu poczuć to co tak uwielbiałam w stylu pisarskim Bree Despain. Po jakimś czasie zdecydowałam się na drugie podejście, tym razem na szczęście udane :-).

Grace Divine nie potrafi poradzić sobie z wykorzystaniem nowo nabytych mocy. Pojawiają się one w niespodziewanych momentach, a w tych wyczekiwanych chowają głęboko. Czy dziewczyna żałuje aktu poświęcenia względem ukochanego? Odpowiedź brzmi nie, mimo, iż straciła przy tym jednocześnie swojego brata - Juda. Kiedy pojawiają się od niego znaki, że żyje i przed czymś ją przestrzega, Grace postanawia odnaleźć go, a tym samym narazić się na ogromne niebezpieczeństwo.
W jej życie wkracza także Talbot, przystojny młodzieniec, ze skłonnościami do ratowania w opresji. Jego zachowanie, ambicja i pewność siebie, są akurat tym co Grace potrzebuje do pełnego wykorzystania swoich mocy, a tym samym do odnalezienie brata, przynajmniej tak się jej z początku wydaje.
W jej związek z Danielem wkraczają wątpliwości, niedopowiedzenia i utrata zaufania, co nie wpływa pozytywnie na kontakt między nimi. 
Poprzez nieuwagę i powolne zatracanie się w klątwie, Grace nie zdaje sobie sprawy z tego, że zeszła już dawno z przez siebie ustanowionej drogi i wkroczyła w ślepy zaułek.

Jak już napisałam, po pozytywnych wrażeń pierwszej części spodziewałam się, przynajmniej, równie dobrej kontynuacji. Niestety na tym polu trochę się zawiodłam. Nie wiem czy w tak krótkim czasie, mój gust książkowy mógł się zmienić, dlatego obstaję raczej przy tezie, że wina leży po stronie autorki. 
Nie jest to może żaden drastyczny spadek, ale zauważalny. Fanką głównej bohaterki, po pierwszej części, nazwać siebie nie mogłam, jednak nie miałam do niej żadnych obiekcji. Niestety w tej  części, bardzo często mnie ona irytowała swoim zachowaniem i nieuwagą. Uważam, że autorka za wyraźnie i za szybko ukazała nam zmiany jakie zachodzą w Grace nie dojąc nam szansy na choć częściowe zaskoczenie przy kulminacyjnym momencie.

To co spowodowało, że tak bardzo polubiłam te książki, na szczęście nie uległo ogromnej zmianie. Autorka wciąż podtrzymuje specyficzny, lekko zalatujący grozą klimat, unika zbyt rzewnych momentów (choć jest ich trochę więcej) oraz zachowuję tę samą konstrukcje książki - krótkie podrozdziały w nie za długich rozdziałach, z podanym dokładnym czasem, pomagającym w lepszym odnalezieniu się w akcji.
Autorka nie zapomniała również o świetnym zakończeniu, pozostawiającym wiele do myślenia na temat kontynuacji i dającym nadzieje na ekscytujące rozwinięcie tematu (ma ona ujrzeć światło dzienne w marcu 2012r. w USA) :D.

Podsumowując: nie jest to najlepsza kontynuacja "Dziedzictwa mroku" jaką można sobie wyobrazić, aczkolwiek tym co spodobał się styl pisarski jak i ciekawa akcja w pierwszej części, szczerze polecam i tą część :).

Moja ocena: 7,5/10

Buziaki!

sobota, 1 października 2011

Gabrielle Zevin "Zapomniałam, że Cię kocham" ("Memoirs of a Teenage Amnesiac")



Wydawnictwo: Initium
Tłumaczenie: Grażyna Smosna
Data wydania: 23 czerwca 2011r.
Ilość stron: 264

Elementy fantastyczne: nie

Jeszcze do niedawna myślałam, że temat amnezi w książkach to coś wyjątkowego, jednak dla mnie jest to już druga książka na przestrzeni dwóch miesięcy poruszająca ten temat, (pierwszą była pozycja autorstwa Liane Moriarty "Kilka dni z życia Alice") przez co traci on dla mnie odrobinkę czaru i zaskoczenia. W niektórych momentach mimowolnie również porównywałam te dwie pozycje do siebie, przez co mogę szczerze powiedzieć, że "Zapomniałam, że Cię kocham" podobało mi się bardziej :).

Przez niemądry zakład, dochodzi do wypadek w wyniku którego Naomi traci pamięć: kilka lat swojego licealnego życia, wspomnienia, uczucia, zachowania. Zapomniała kogo kocha, z kim się przyjaźni, co lubi a czego nie, również tego, że jej rodzice rozwiedli się oraz założyli nowe rodziny. Naomi wkracza znów w ten sam świat, który jednocześnie jest zupełnie inny. 
Co dziwne zapałała uczuciem do chłopaka tajemniczego, który przez swoją przeszłość ma problemy z teraźniejszością, przez co Naomi nie potrafi do końca określić swoich uczuć wobec niego, tego zadania nie ułatwia Ace, jej domniemany chłopak oraz Will, najlepszy przyjaciel.
Czy utrata pamięci może nieść ze sobą jakiekolwiek korzyści? Czy jedynie utratę własnej osobowości, na rzecz nowej?

Nigdy nie zastanawiałam się nad tym jakby to było zapomnieć coś ważnego i oczywistego, a tym bardziej kilka lat mojego życia! Nawet jeśli z nimi miałabym zapomnieć jakieś gorsze wspomnienia.
Gdyby jednak tak było, ciekawiłoby mnie to jaką osobą bym się stała, czy choć trochę przypominałabym "dzisiejszą" siebie, co bym dostrzegła z tej innej perspektywy...
Bohaterka książki "Zapomniałam, że Cię kocham" ma właśnie taką okazję. Muszę przyznać, że autorka bardzo dobrze przedstawiła rozważania, które powyżej wymieniłam, nie przesadzając za bardzo z głęboką filozofią, co nadało tej pozycji więcej lekkości. Noami podczas swojej amnezji była bardziej nastawiona na "tu i teraz", nie umykało jej jednak życie, które poniekąd prowadziła, przez co bohaterka odzwierciedlała bardzo dobrze postawę dojrzałej nastolatki, nie przesadzając ani z infantylnością ani z głębokimi nienaturalnymi rozważaniami.

Nie wiem co myśleć o uczuciach Naomi. W książce mamy do czynienia z trzema chłopakami i do każdego z nich ma ona inne podejście. To co mnie zastanawia to jej zmienność uczuciowa, nie mam tu zamiaru zdradzać fabuły, ale bohaterka ta była zakochana dwa razy, odkochiwała się i tak naprawdę ciągle była zakochana w kimś innym... Trochę mnie to zirytowało, gdyż w niektórych momentach książki autorka definiowała uczucia Naomi jednoznacznie, żeby za chwilę praktycznie im zaprzeczyć.

Książka "Zapomniałam, że Cię kocham" należy do tych przyjemnych, ale również zawiera w sobie elementy filozoficzne, które bez problemu możemy sami rozwinąć. Polecam ją zwłaszcza tym, którzy jesienią i zimą nie mają ochoty na czytanie opasłych tomisk, tylko na chwilę odprężenia.
Myślę, że w przyszłości skuszę się również na inną książkę tej autorki :)

Moja ocena: 8/10

******

Bardzo Was przepraszam za moją znikomą aktywności, jak i na Waszych i na moim blogu. Wszystko jest spowodowane nową szkołą, a co za tym idzie nauką i zadaniami... Kiedy dodamy do tego brak weny twórczej to naprawdę trudno się za coś zabrać. 
Zapowiadam już teraz, że odwiedzać Wasze blogi będę raczej w weekendy, chyba że akurat nadarzy się okazja w tygodniu :)

Pozdrawiam!!!