środa, 5 czerwca 2013

Andre Norton (Alice Mary Norton) "Świat Czarownic" ("The Witch World")


Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Tłumaczenie: Ewa Witecka
Data wydania: 23 stycznia 2013r.
Ilość stron: 336

Elementy fantastyczne: tak

Muszę przyznać, że do lektury tej książki najbardziej skłoniła mnie sama autorka. Jej wyraźne zasłużenie w tworzeniu samego gatunku fantasy jak i szeroka bibliografia, przyciągnęły mnie niczym magnes. Sama zapowiedź akcji nie zainteresowała mnie jakoś specjalnie, choć doceniłam jej wyjątkowość. 
Niestety książka ta nie powaliła mnie na łopatki, nawet mimo moich szczerych chęci. Na pewno nie nazwałabym jej nieprzyjemną lekturą, ale uczucie zawiedzenia jest nieodparte.

Simon Tregarth trafia do tytułowego Świata Czarownic po tym jak postanawia uciec od swoich wrogów. Obiecana tajemnicza rzeczywistość zostaje mu przedstawiona jako miejsce, w którym będzie się czuł najlepiej, stworzone dla niego. Bohater trafia do świata ogarniętego wojną spotykając na swojej drodze tajemniczą kobietę, którą postanawiam uratować. Okazuje się, że jest ona jedną z czarownic, które zasiadają na najwyższych stanowiskach, skąd kierują losami krainy. Tylko kobiety posiadają umiejętność posługiwania się magią, co jest ich wielką przewagą w toczącej się wojnie. Jednak nie wszystkie intrygi mogą być przez nią kontrolowane. 

Na plus tej pozycji z pewnością działa jej oryginalność. Autorka stworzyła od podstaw świat, w którym władza należy do kobiet, dzięki ich wyjątkowemu darowi, którym jest magia. Postawienie na takim "piedestale" jednej płci jest dość rzadko spotykanym zjawiskiem jeśli mowa o książkach fantasy. Co ciekawe myślę, że takie wyróżnienie, mogło być spowodowane życiowym doświadczeniem autorki, która wydając tę pozycję w roku 1963, ukrywała się pod męskim pseudonimem. Jednak nie zważając nawet na ten wątek biograficzny, myślę, że jest to dość wyjątkowy pomysł.

To co nie spodobało mi się w tej pozycji to między innymi narracja, która według mnie sprawdziłaby się lepiej jako pierwszoosobowa, przez to, czytelnik ma dość powierzchowną wizję bohaterów, z którymi nie ma okazji się poznać. Jednak tym co zdziwiło mnie najbardziej jest dziwna nieproporcjonalność tej pozycji. W pewnych momentach autorka w jednej chwili przeskakuje długi okres czasu, jednocześnie nie zaznaczając jak długi on był. Jest to, według mnie, dość mylące, a nawet irytujące. Co dziwne również same wydarzenia są dość nierówne: ponad połowa książki zajmują zdarzenia, która mogłaby się dziać na przestrzeni roku, podczas gdy druga połowa to tak naprawdę jedna wojenna wyprawa. Nie przypadło mi to do gustu.

Podsumowując książka nie spełniła moich oczekiwać, myślę, że przez obietnicę jaką dała mi sama autorka wyidealizowałam sobie tę pozycję widocznie za bardzo. Nie przekreślam jeszcze szans na ponownie spotkanie, ale myślę, że warto przeczytać fragment tej pozycji, zanim się po nią tak naprawdę sięgnie.

Moja ocena: 5,5/10

Buziaki, Patsy!