niedziela, 25 września 2016

9 powodów, aby przeczytać "Kroniki królobójcy" Patricka Rothfuss'a


"Kroniki królobójcy" Patricka Rothfuss'a to jedna z najlepszych serii fantasy, przyznaję to jako fanka gatunku. Przedstawiam Wam 9 powodów, dla których warto sięgnąć po te książki, które zasługują na o wiele większą sławę.

1. Kvothe
Główny bohater tej książki jest postacią naprawdę wyjątkową. Jednocześnie legenda, bohater i wróg publiczny - dają razem postać bardzo złożoną, intrygującą i dziwnie realistyczną. Kvothe'a bez problemu można znielubić, jak i uznać za najlepszego bohatera literackiego, gdyż po trochu jest i tym i tym.

2. Bohaterowie
Wszystkie postacie stworzone przez Patricka Rothfussa są świetnie stworzone - są wielowarstwowe oraz różnorodne, przez co wydają się bardzo realistyczne. Książka ta ma wiele bohaterów, z którymi często się spotykamy, jednak wszyscy są indywidualni i niepowtarzalni.

3. Świat
Ten aspekt książek naprawdę zasługuje na jakąś nagrodę. Autor stworzył skomplikowany świat, którego jako czytelnicy nie poznajemy w całości (może w trzecim tomie?). Języki, narodowości, różne zwyczaje, to wszystko zostało wspaniale stworzone, przez co zagłębianie się w to uniwersum jest prawdziwą przygodą.

4. Misterność
Misterność tej książki zasłużyła na osobny punkt. Odnoszę wrażenie, że jestem w stanie całkowicie oddać dokładności i geniuszu autora... Jedyne porównanie jakie przychodzi mi do głowy do "Władca Pierścieni" i niesamowity świat Tolkiena. Patrick Rothfuss nie tworzy jednak na wzór mistrza fantasy - inspiracje wplata w zupełnie inne realia oraz styl. Największa różnica widoczna jest w skupienie się na bohaterach i ich rozwoju, zwłaszcza Kvothe'a. Dzięki temu ci świetni autorzy mogą bezproblemowo być jednocześnie najlepsi ;).

5. Wielopłaszczyznowość
Książka ta ma kilka płaszczyzn, jednak w trzecim tomie można się spodziewać odkrycia kolejnych. Kiedy zaczynam się nad tym zastanawiać, to uświadamiam sobie, że jest ich naprawdę sporo o.O. Mimo to nie miałam żadnego problemu w zorientowaniu się w akcji, i nie czułam się zagubiona.

6. Zaskakujące momenty
Szczerze muszę przyznać, że nie jestem fanką książek nazbyt trzymających w napięciu - oczywiście aspekt ten jest momentami potrzebny dla podtrzymania zainteresowaniu, jednak nie lubię jak autor go nadużywa i na nim opiera fabułę. Patrick Rothfuss częściowo właśnie opiera na nim fabułę, jednak przez sposób skonstruowania akcji (głównie wspomnienia Kvothe'a, który ma również tajemnice w swojej teraźniejszości) nie przeszkadza mi to. Zaskakujących momentów jest sporo, nie sposób przewidzieć co się wydarzy - myślę właśnie, że dzięki temu tak łatwo dać się pochłonąć tym książkom.

7. Język
Patrick Rothfuss naprawdę wspaniale włada językiem. Jego opisy są wręcz liryczne, jednocześnie jednak nie są dziwne, czy nie na miejscu w prozie. 

8. Wciągnięcie 
Mimo swoich dość dużych rozmiarów książki te są bardzo wciągające. Tempo akcji jest odpowiednie, i dość szybko zostajemy pochłonięci przez historię Kvothe'a. Ostatnimi czasy mamy problem z maratonami czytelniczymi - często po kilkudziesięciu stronach już nie mogę się skupić, jednak w tym przypadku lektura szła mi bardzo szybko.

9. Oczekiwanie
Po przeczytaniu drugiej części tej trylogii nadchodzi czas słodko-gorzkiego oczekiwania... Autor już od kilku lat zapowiada finał serii, jednak niestety konkretnego terminu nie ma. Jednak w tym oczekiwaniu jest coś interesującego - przez zawiłość akcji, naprawdę nie mamy pojęcia co zrobi Patrick Rothfuss. Zostają oczywiście domysły, a przez to, że mamy tyle czasu, to możemy dać ponieść się fantazji ;).

Mam nadzieję, że chociaż trochę zainteresowałam Was tą serią! Na pewno jeszcze niejednokrotnie o niej na blogu wspomnę ;).

Miłego czytania,
Patsy.

poniedziałek, 19 września 2016

Muzyczny Poniedziałek XX: The Lumineers


W dzisiejszym (szybkim i krótkim) poście zapraszam do odsłuchania utworu świetnego zespołu The Lumineers :). Bardzo relaksujący i pozytywny!

Miłego dnia,
Patsy.

poniedziałek, 12 września 2016

Tracy Rees "Tajemnice Amy Snow" ("Amy Snow") recenzja

Przekład: Tomasz Wyżyński
Data wydania: 07.2016
Ilość stron: 504

Wiktoriańskie klimaty i ciekawie zapowiadający się opis wystarczyły, żebym na poważnie zainteresowała się książką Tracy Rees. "Tajemnice Amy Snow" nie zawiodły moich oczekiwań - wciągająca i absorbująca akcja, barwni bohaterowie oraz intrygująca tytułowa tajemnica, a to wszystko w klimatach przypominających powieści Jane Austen, z odrobiną Charlesa Dickensa. Dla mnie mieszanka idealna!

Opis:
Wczesnowiktoriańska Anglia. Amy, porzucona jako noworodek w śnieżnej zaspie, trafia do pobliskiego dworu w Hatville, lecz właściciele wspaniałej posiadłości i zatrudnieni w niej służący okazują się zimni i niegościnni. Jedyną jej przyjaciółką jest dziedziczka, olśniewająca Aurelia Vennaway, która znalazła małą Amy w śniegu. Kiedy Aurelia umiera w młodym wieku, dziewczyna jest zrozpaczona. Wtedy znajduje ostatni podarunek od Aurelii – plik listów z zaszyfrowaną wiadomością. Siedemnastoletnia Amy wyrusza w podróż po Anglii, aby odnaleźć skarb. Jeśli odkryje tajemnicę, zmieni całe swoje życie.

Czytanie "Tajemnic Amy Snow" było dla mnie prawdziwą przyjemnością, za co głównie odpowiedzialny był klimat oraz dobrze skonstruowana fabuła. Tracy Rees ma prawdziwy talent do tworzenia absorbującej atmosfery. Momentami mrocznie i deszczowo, następnie słonecznie, wręcz prawie idyllicznie, jednak zawsze z lekkim napięciem w tle - fabuła w takich warunkach nabiera wspaniałych kolorów. A propos fabuły - muszę przyznać, że opis nie oddaje jej do końca sprawiedliwości (jednak może to i dobrze, gdyż jestem uczulona na rozwleczone i za dużo zdradzające zapowiedzi ;), gdyż nie jest to jedynie historia dziewczyny odkrywającej tajemnice przyjaciółki, jakkolwiek banalnie by to nie brzmiało, jest to również opowieść o odnajdowaniu siebie w zawiłych i trudnych sytuacjach, o pokonywaniu przeszkód i staraniu się o własne życie. Przy czym autorka wplata to w fabułę z lekkością, a nie z niepotrzebnym patosem.

Muszę również wspomnieć o świetnym przygotowaniu autorki w zakresie tła historycznego. Czytałam już trochę książek osadzonych w tych czasach, więc mając to porównanie z łatwością mogę stwierdzić, że Tracy Rees wykonała bardzo dobrą pracę. Autorka nie szczędzi nam szczegółów i ciekawych historii, jednak nie robi tego nachalnie. Nie zarzuca czytelnika faktami, czy datami, choć sukcesywnie przedstawia realia ciekawych czasów Charlesa Dickensa, powstania kolei, czy pozycji kobiety w społeczeństwie.

Mimo iż bohaterów tej książki nie pokochałam, to muszę przyznać, że należy im się uwaga. Tracy Rees nie stworzyła postaci prostych i łatwych do polubienia, co jest zdecydowanie godne uwagi. Nie mamy do czynienia z ideałami wszystkich cnót, czy najgorszymi, jednowymiarowymi zołzami. Jednak nie oszukujmy się, klasyfikacja bohaterów nie jest trudna, jednak tworzenie skomplikowanych postaci, które popełniają błędy oraz zaskakują nas swoimi decyzjami nie jest prostą decyzją. Doceniam ten zabieg, jednak nie zmienia to faktu, że nie polubiłam tytułowej Amy, była dla mnie momentami za mdła, a momentami za wybuchowa.

"Tajemnice Amy Snow" to bardzo przyjemna i klimatyczna lektura, która wciąga już od pierwszej strony. Tracy Rees świetnie prezentuje realia wczesnowiktoriańskiej Anglii, dając okazję czytelnikowi bezboleśnie wchłonąć ciekawe fakty, jednocześnie nie pozbawiając go rozrywki płynącej z zagłębiania się w fantastyczną powieść.

Moja ocena: 7/10

Miłego czytania,
Patsy.

niedziela, 4 września 2016

Przeczytane, a niezrecenzowane: sierpień 2016 ("Rodzina Penderwicków", Takano Ichigo, "Saga", Maurice Druon...)

W sierpniu udało mi się przeczytać trzynaście pozycji, jednak aż pięć z nich technicznie rzecz biorąc książką stricte nie jest. Z drugiej jednak strony zdecydowanie urozmaiciłam swoje czytelnictwo w tym miesiącu sięgając po pierwszą w moim życiu mangę oraz moje pierwsze powieści graficzne (szczerze nie wiem jak dokładnie nazwać te cuda). Jednak mimo, aż pięciu prób nadal nie czuję się do końca przekonana... Przechodząc do książek, to zdecydowanym faworytem miesiąca okazała się ponowna lektura "Rodziny Penderwicków" Jeannne Birdsall, którą pierwszy raz czytałam przynajmniej siedem lat temu, niemiłym rozczarowaniem okazała się "Ognista" Sophie Jordan, jednak nie licząc tych przypadków to sierpień upłynął czytelniczo dość przeciętnie, acz z pewnością różnorodnie ;).



Jeanne Birdsall "Rodzina Penderwicków" 8,5/10
& "Rodzina Penderwicków na Gardem Street" 8,5/10
Książki te pierwszy raz czytałam kończąc podstawówkę, obecnie jako studentka postanowiłam w końcu sięgnąć po nie ponownie i w żadnym razie się nie zawiodłam. Po latach czytania fantasy, fikcji historycznej i innych książek najczęściej kierowanych do dorosłych muszę przyznać, że ta pozycja jest naprawdę na bardzo wysokim poziomie. Ostatnie, świeże w mojej pamięci spotkanie z literaturą dziecięcą w postaci "Tajemniczego ogrodu" zrodziło we mnie pewne wątpliwości co do moich możliwości czytania książek przeznaczonych dla młodszych czytelników, jednak nie o to chodziło :D. "Rodzina Penderwicków" oraz jej kontynuacja to niezwykle ciepła opowieść o rodzinie, relacjach międzyludzkich oraz radzeniu sobie ze stratą. Mimo swojej lekkości i świetnego humoru, w lekturę tę wplecione są bardzo poważne tematy, z którymi (nie tylko) dzieciom trudno jest się zmierzyć bez odpowiedniego wsparcia i zrozumienia. Szczerze mogę polecić te książki każdemu - i starszym i młodszym czytelnikom. 

Ps. Kolejne dwa tomy już do idą, chociaż niestety nie są wydane w języku polskim.



Takano Ichigo "Orange 1" 6,5/10
& "Orange 2" 7/10
O tej mandze słyszałam tyle dobrego, że postanowiłam w końcu się przełamać i sięgnąć po coś z tego gatunku. Przygody tej w żadnym razie nie żałuję, jednak również nie czuję się do końca przekonana. "Orange" to historia o przyjaźni z elementem fantastycznym - listami z przyszłości, mającymi zapobiec pewnej tragedii. Po pierwsze pozycja ta porusza ciężkie tematy takie jak depresja czy samobójstwo, po drugie ma jednocześnie w sobie dużo lekkości i komiksowego wciągnięcia. Styl artystyczny przypadł mi do gustu, dzięki swojej "naturalności" - oczywiście nie są to realistyczne rysunki, jednak nie są też specjalnie nierealistyczne - trudno mi to ująć, jednak nazwałabym je raczej przystępnymi ;). Fabuła jest wciągająca, a aspekt z przyszłości mimo iż momentami trochę nagle wprowadzony, podtrzymuje zainteresowanie. Planuję sięgnąć po kolejną część, jednak nie czuję specjalnego pośpiechu.



Patrick Rothfuss "Muzyka milczącego świata" 7/10
O mojej miłości do serii "Kroniki królobójcy" pisałam już w podsumowaniu czytelniczym lipca, jednak tę małą książeczkę przeczytałam już w sierpniu. Pozycja ta dotyczy bohaterki, którą poznajemy na przestrzeni historii prowadzonej w "Imieniu wiatru", więc zdecydowanie niekorzystnie byłoby po nią sięgać przed przeczytaniem książek głównych. "Muzyka milczącego świata" jak sam autor przyznaje jest inna, zdecydowanie nietypowa i też nie dla wszystkich. Jednak mimo iż nie całkiem podbiła moje serce, to historia Auri bardzo mi się spodobała, gdyż po prostu idealnie do niej pasowała. Patrick Rothfuss ma prawdziwie ogromny talent literacki i każdemu polecam zapoznanie się z nim :).



Maurice Druon "Król z żelaza" 6/10
Na "Królów przeklętych" natknęłam się w bibliotece i postanowiłam sama się przekonać o co tyle szumu. Fikcję historyczną lubię, momenty historyczne wybrane przez autora uważam za fascynujące, a dodatkowa sława książki sprawiła, że moje oczekiwania były dość wysokie. Jednak jak widać z oceny trochę się zawiodłam, dlatego też przeczytałam tylko pierwszą książkę w tym zbiorze (wpływ na to miał również termin w bibliotece ;). Autor świetnie prezentuje czasy średniowiecznej Francji i robi to naprawdę ciekawie, jednak jego bohaterowie (w większości) po prostu nie byli przekonujący - byli po prostu napisani, a nie żyli poza kartkami - nic nie poradzę na moją wrażliwość! Momentami trochę przytłaczające było również zarzucanie czytelnika informacjami - czytałam trochę fikcji historycznej i wiem, że z tak wiele faktów można przekazać przystępniej. Możliwe, że kiedyś sięgnę po kontynuację tego cyklu, jednak jak na razie nie mam na to ochoty.



Brian K. Vaughan "Saga. Volume 1" 5,5/10
O tej pozycji słyszałam wiele dobrego i mimo raczej średniej oceny, cieszę się, że w końcu po nią sięgnęłam. Fabuła była dobra, postacie ciekawe, a akcja podtrzymywała zainteresowanie, jednak nie zostałam oczarowana. Niektóre momenty, jak i bohaterowie były obrzydliwe i dość skutecznie studziły mój zapał. W najbliższej przyszłości nie planuję sięgać po kontynuację.




Lynsay Sands "Wampir pozna panią" 5/10
Nie ma to jak biblioteczne półki! Wampiryczna faza już dawno za mną, jednak postanowiłam się skusić... Niestety się zawiodłam - oczekiwałam chociaż czegoś trochę zabawnego i lekkiego, a nie irytującego i nużącego. Największym cierniem powieści był dla mnie jej romans oraz obiekt uczuć tytułowego wampira, który okazał się niezwykle irytującą postacią. Nawet jeśli ktoś ma jedynie ochotę na oddanie się sentymentom, to nie polecam.



Sophie Jordan "Ognista" 4/10
Kilka lat temu, bardzo chciałam przeczytać tę pozycję - miała ciekawy i zdawałoby się oryginalny opis oraz świetne recenzje. Może gdybym przeczytała ją wtedy..., jednak obecnie, z trochę większym doświadczeniem, nietrudno mi uznać tę książkę za banalną. Główna bohaterka była dziecinna, naiwna, głupia oraz niekonsekwentna  - fabuła nie lepsza. Lekturę tę uważam za bezsensowną, gdyż szczerze powiedziawszy nic się w niej nie dzieje, jesteśmy jedynie świadkami okropnych zmagań głównej bohaterki ze swoją prawdziwą naturą.




Stjepan Sejić "Sunstone Vol. 1" 4,5/10
Szczerze sięgnęłam po tę pozycję przypadkowo - nadarzyła się okazja i postanowiłam skorzystać. Okazało się jednak, że fabuła zdecydowanie nie jest w moim goście - fanką Pana Greya na pewno nie jestem. Trudno jest mi przez to ocenić pozytywnie tę pozycję - nie była zła - bohaterowie byli ciekawi i może w innej scenerii polubiłabym ich bardziej, jednak, no cóż, tak się nie stało. Polecam jedynie osobom, którzy takie klimaty lubią ;). 


A oto pozycje, które w tym miesiącu przeczytałam i zrecenzowałam:
Tracy Rees "Tajemnice Amy Snow" (recenzja w nadchodzącym poście)
*Patrick Rothfuss "Strach mędrca. Część 2" - kolektywna opinia została zawarta w podsumowaniu lipca

Miłego czytania,
Patsy.