Wydawnictwo: Znak Emotikon
Tłumaczenie: Alicja Rosenau
Data wydania: 15 czerwca 2011r.
Ilość stron: 510
Elementy fantastyczne: tak
Z początku książka ta, swoim tytułem, okładką jak i wstępem odrobinę mnie odstraszyła i napełniła uczuciem grozy. Po kilku już jednak stronach, pozycja ta bardzo mnie zaciekawiła, a jej specyficzny lekko mroczny klimat dodał jej tylko "uroku" :-).
Mimo, że książka ta mniej więcej w połowie bardzo mnie znudziła i z trudem przebrnęłam przez te 20-40 stron, autorka szybko powróciła do swojej początkowej formy, znów dostarczając nam akcję, uczucie, jak i świetnych bohaterów.
Ellie przeprowadza się do małej wsi na rok przed zakończeniem szkoły. Porzuca przyjaciół, dom, dawny styl życia. Jednocześnie otrzymując "nowy zestaw" niekoniecznie taki jakby sobie wybrała: w szkole zostaje określona jako osoba zadzierająca nosa, jej pokój jest niewygodny a sama wieś nie ma niczego do zaoferowania. Wszystko się jednak zmienia, gdy podczas jednego ze spacerów, dziewczynę zaskakuje niebezpieczna burza. Kiedy Ellie jest już bliska załamania, na ratunek przybywa jej mężczyzna na wręcz magicznym rumaku, który eskortuje ją do domu. Od tamtego momentu życie dziewczyny zaczyna się diametralnie zmieniać nie tylko przez to, iż skrywana rodzinna tajemnica wychodzi na jaw, ale również dlatego, że bohaterka odkrywa tożsamość swojego wybawiciela. Relacje ich łączące są jednak bardzo zagmatwane, Ellie nie potrafi rozszyfrować Colina, a on zdaje się jej to jeszcze bardziej utrudniać. Mimo, że chłopak ostrzega ją przed sobą samym, dziewczynę jego mroczna aura przyciąga jeszcze bardziej, a łączące się z nim sny pozwalają jej na rozbudzenie swoich uczuć.
Pierwsze co zwróciło moją uwagę w Colinie, czyli osobie darzonej przez Ellie uczuciem, to to iż jest to kolejny mroczny i niebezpieczny chłopak. Już naprawdę trochę tego rodzaju postaci mam dosyć, stereotypu, że miła, dobra dziewczyna próbuje nawrócić złowrogiego chłopaka, w którym dostrzega dobro. Naprawdę, kiedy czyta się to już w kolejnej, nastej czy nawet dziesiętnej książce jest to niebywale męczące.
Ubolewam nad faktem, że Bettina Belitz w tej dziedzinie swojej książki nas nie zaskoczyła, na szczęście jednak całą sytuację zakończyła w bardzo interesujący sposób... ;-).
Jedną z cech tej książki, która najbardziej przypadła mi do gustu jest główna bohaterka, która dość rzadko spełnia moje oczekiwania. W pozycji tej Ellie jest przede wszystkim bardzo autentyczna. Ma na to wpływ w większości na pewno pierwszoosobowa narracja, ale również jej przemyślenia, zachowania, odczucia. Nie obyło się również od kilku irytujących odskoków od tego modelu, jednak gdyby głębiej to analizować, zwiększyło to jeszcze bardziej realność tej postaci.
Doszukałam się informacji, że w Niemczech funkcjonuje również druga część tej pozycji. Informacja ta bardzo mnie zaskoczyła, gdyż zakończenie "Pożeracza snów" nie dawało zbytnich nadziei na dalsze losy głównej bohaterki, jednak z chęcią zapoznałabym się z wizją autorki na temat kontynuacji tego, dość specyficznego zakończenia.
Książka, choć wytknęłam jej kilka minusów, bardzo mi się podobała. Tak jak już napisałam, w pewnym momencie akcja zwalnia, jednak autorka na kolejnych kartkach odrabia to z nawiązką :D.
Moja ocena: 8/10
Pozdrawiam!